niedziela, 13 października 2013

Od Daisy D.

Siemka!
Piszę do tych, którzy jeszcze to czytają. O ile istnieje ktoś taki.
 Co nietrudno zauważyć ostatni rozdział był baardzo dawno temu. 
Wen mnie opuścił. Stracił całkowite zainteresowanie dalszymi losami Victorii. 
Ale jeszcze się nie poddaję. Opowieść będzie funkcjonować. 
W końcu nie pogodzę się z odejściem mojej ukochanej córki Voldemorta. 
Ale jak już wspomniałam, nie mogę ubrać historii w słowa.
Kochany wen opuścił miejsce Victorii, Tristana i całej zgrai, której nie mieliście okazji jeszcze poznać.
Przeszedł teraz w inną część. I między innymi z tego powodu to piszę.
W mojej głowie powstała krótka historia.
Powstała pod wpływem chwili, gdy miałam zły nastrój.
Wen zaprzyjaźnił się z piosenką "The Dance" Within Temptation
i na jej cześć podsunął mi pomysł.
Na co? Na dole macie fragment, który na chwilę obecną zapisałam.
Tym razem wyjątkowo w pierwszej osobie.


Otworzyłam oczy. Powieki lekko drgały. Powoli przyzwyczajałam się do obecnej ciemności. Wzrokiem uchwyciłam tylko czubki moich butów. I nic więcej. Ciemność. Wypchnęłam ręce przed siebie. Nawet nie mogłam ich wyprostować. Uniemożliwiała mi to szorstka ściana. Uśmiechnęłam się lekko czując jak drzazgi próbują wbić mi się w skórę. Z góry wiedziałam, że ich starania pójdą na marne. Teraz rozłożyłam ręce na boki. Od tułowia do ścianek otaczających mnie miałam tylko kilka centymetrów. Zaczęłam mieć wątpliwości. Plan mógł się nie udać. Chłopcy nie uprzedzali, że będzie tak mało miejsca. Trudno. Spróbować trzeba. Wolałam nie myśleć o możliwości pozostania tu na zawsze. Była zbyt przerażająca. Rozłożyłam palce i przyparłam je do ściany nad sobą. Zacisnęłam zęby napierając z całych sił na przeszkodę. Nie jest to łatwe, szczególnie w pozycji leżącej. Po chwili usłyszałam satysfakcjonujący zgrzyt zawiasów. Pierwsza część planu wykonana. Teraz czekała mnie ta trudniejsza. Powoli zaczęłam przesuwać płytę w bok.  Zacisnęłam usta i oczy przygotowując się na to co miało nadejść. Zgodnie z prawem grawitacji przysypała mnie ziemia. Z trudem usiadłam cała w ciemnej bryle. Teraz trzeba było tylko wstać. Tak, tylko. Jakby to było pstryknięcie palcami. Teraz trzeba było aż wstać. Wciąż z zamkniętymi wargami i powiekami przebijałam się głową przez warstwę mokrego piachu. Oparłam się o drewno wciąż idąc w górę, licząc, że mi to pomoże. Teraz już wiem, jak czują się kiełkujące nasiona...Poczułam zimne powietrze na czole. Prawie się udało. Wyciągnęłam ręce z ziemi. Oparłam je o jakąś kamienną płytę. Podciągnęłam się do góry. Teraz sterczałam od pasa w górę na powierzchni, dołem ciała będąc jednak pod ziemią. No pięknie. Teraz wyglądam już jak prawdziwa roślina. Poruszyłam nerwowo nogami. Dobrze jest. To nie są ruchome piaski. Wyjdę z tego. Położyłam się na plecach ignorując kwiaty boleśnie wbijające się mi w kręgosłup. Zaczęłam kopać nogami do góry próbując przebić się nimi na powierzchnie i nie myśleć jak kretyńsko wyglądam. Gdy wreszcie ujrzałam swoje stopy miałam ochotę skakać ze szczęścia. Ostrożnie się podniosłam i otrzepałam z ziemi. Czyj grób tak zdewastowałam? Ach... Mój własny. Wiatr porwał w górę źle przypiętą fotografię. Siedziałam na niej uśmiechnięta. Zdjęcie było z zeszłego albumu rocznikowego. Nigdy go nie lubiłam. Rozejrzałam się wokoło. Na granicy z lasem stał Shane z łopatą. Pewnie to jemu wypadło sprzątanie po mnie. Skinął mi głową. Odmachałam mu. W świetle księżyca moja dłoń była przeraźliwie biała. Ale jak inaczej ma wyglądać ręka żywego trupa? Dawniej nie zauważyłabym nawet sylwetki w oddali, a teraz mogę dostrzec ten jego nieodłączny, kpiący uśmieszek. Podeszłam w umówione miejsce. Może i brama cmentarza nie jest oryginalna, ale za to praktyczna. Nawet będąc teoretycznie na równi z chłopakami i Coral nie zauważyłam bruneta czekającego na mnie.


I jak się podoba? Może i krótkie. Może i niejasne. Może i w ogóle bez sensu.
Nie wiem... Napisałam, aby jakoś wynagrodzić na razie brak nowych rozdziałów.
Chętnie poznam się z waszą opinią na temat fragmentu.
Jeszcze raz przepraszam za brak postępu w sprawie historii o Victorii.

XX
Daisy D.