piątek, 6 września 2013

Rozdział 4 Umowa

  13 godzin przed przylotem Nate'a

    Panorama za oknem pokazywała wciąż to samo. Las, łąka, mały czerwony domek, las, łąką, mały czerwony domek... jechali już dobre dwie godziny, a za szybą żadnych zmian. Jedynie Sztokholm był urozmaicony. Minęli jakieś senne miasteczko. W nim małe, czerwone (oraz kilka białych i żółtych) domki, kościół, rondo i znów las, łąka... I tak w kółko. Bardzo spokojny widok. Za spokojny dla Victorii, która szukała szansy na ucieczkę. I która tej szansy nie mogła znaleźć. Bo jak można kiedy prześladowca siedzi obok ciebie, a  na każdy twój podejrzany ruch przyśpiesza? Nie jest to łatwe. No chyba, że sam zdecyduje o postoju, tak jak Tristan w tej chwili. Zjechał w jakąś boczną uliczkę, która prowadziła na stację. Wjechał pod dystrybutor, wysiadł i rzucił chłopakowi obok jakiś banknot.
- Do pełna.- po czym otworzył drzwi dziewczynie.
Victoria przymrużyła oczy. Kilka metrów dalej stała drewniana chatka. tam prowadził ją chłopak. Czemu miałaby się szarpać? Przecież miał różdżkę. Jedno słowo, a już leżałaby na ziemi. Dziewczyna wolałaby uciec mu niepostrzeżenie.
- W toalecie nie ma okien, zaplecze jest zamknięte od środka, a ja usiądę przy gównym wyjściu. Powodzenia- powiedział siadając.
Victoria nie wiedziała skąd mógł to wiedzieć. Miała dziwne przeczucie. Spojrzała na niego z pogardą, na co on w odpowiedzi wyszczerzył się jak koń. Prychnęła, po czym poszła sprawdzić prawdomówność chłopaka. Szarpała drzwi, aż ludzie patrzyli na nią jakby postratała zmysły. Zeszła po schodach prowadzących do toalet. Tu również sprawdziły się słowa chłopaka. Westchnęła. Nie wiedziała kiedy następny postój, a perspektywa popuszczenia przy piekielnie przystojnym Tristanie zdecydowanie nie była kusząca. Co z tego, że był tak zwanym porywaczem? Był też również osobnikiem płci męskiej. Nie mogła się upokorzyć na jego oczach. Chociaż już sobie wyobrażała jego minę, jak tapicerka jego wozu nasiąka żółtym płynem.  Miałby sporo pracy przy pozbycie się zapachu. Namęczyłby się i może żałował, że ją zabrał... Ale zaraz potem Victoria wyobraziła sobie jak jego nos marszczy się w niesmaku, jak patrzy na nią z obrzydzeniem. Nie, nie mogłaby tego zrobić. Nie chodziło o reakcję chłopaka, tylko o jej mały dyskomfort. Bo znając życie musiałaby chodzić w tych przemoczonych, śmierdzących ciuchach. A to się jej zdecydowanie nie uśmiechało. Załatwiła więc swoje potrzeby i spojrzała w lustro. Jej alabastrowa skóra straciła blask i teraz zamiast przyciągać spojrzenia wręcz je odpychała. Ciemne sińce pod oczami też nie prezentowały się najlepiej. Usta spierzchnięte i popękane. Z przestrachem wyciągnęła język. A co jeśli się odwodni? Nie wiedziała jak wyglądają szwedzkie szpitale i wcale nie miała ochoty sprawdzać. Spojrzała na niego. Biały. Niedobrze. Ale co się dziwić. Od kilku godzin nic nie piła. Rozmyślania przerwało jej głośne burczenie w brzuchu. Jeść też nie jadła. Weszła po schodach z powrotem na górę. Podeszła do stolika Tristana.  Pałaszował coś co wyglądało jak pyzy z borówkami i  śmietaną. Przy jej krześle stała druga taka porcja. Usiadła i wypiła wodę w szklance obok. Po chwili chwyciła widelec i zaczęła posiłek. Po pierwszym kęsie mało nie zwróciła potrawy. Skrzywiła się i zapytała:
- Mleko?- Niedowierzanie malowało się na jej twarzy. Czekała na odpowiedź, a gdy jej nie dostała znów zapytała- Chcesz mnie otruć?!
Westchnął cicho tak jak wzdycha dorosły gdy musi tłumaczyć dziecku coś oczywistego.
- A myślisz, że jaki sens miałoby otrucie ciebie? Jakbym miał cię zabić zrobiłbym to już w Stanach. Zresztą gdybym nie miał pewności, że nic ci się nie stanie dałbym ci coś innego. A mówią, że jesteś taką inteligentną czarownicą...
- Bo jestem- spojrzała twardo w jego zirytowane złote tęczówki- Ale nie wiem po co mnie tu ściągnąłeś. I może z łaski swojej to wyjaśnisz.
- Hmm... Kusząca propozycja... Ale wiesz co? Nie skorzystam.
- Czemu? 
- Ciągle tylko czemu, jak, dlaczego... Może dla odmiany powiedziałabyś coś innego?
- Co na przykład?- ona sama miała kilka pomysłów. Rzeczy typu " Zaraz zadźgam cię widelcem jak nie przestaniesz się szczerzyć i wyglądać jak szczur" czy " Jesteś krowim plackiem zawieszonym w przestrzeni i myślącym o sobie jak o bogu, w rzeczywistości zapominając, o byciu gównem". Ale na jej propozycje raczej nie zareagowałby najlepiej. 
- Może coś jak" Jaka piękna dziś pogoda", " Wspaniale się tu oddycha" czy chociażby " Tristan, podoba mi się  twój głos, jest taki głęboki..."- uśmiechnął się kończąc.
Victoria spojrzała na niego i... no cóż... puściła pawia na talerze. Chyba za dużo tego wszystkiego. Emocje no i ten posiłek. A przede wszystkim Tristan. To on napawał ją obrzydzeniem.  Te jego zachowania. Jakby droczył się z młodszą siostrą. Jakby jej nie porwał. Jakby jechali jak zwykli ludzie na wycieczkę. Może i lepiej, że jej nie bił czy nie przetrzymywał w lochu ze szczurzymi bobkami, ale o stokroć wolała, by milczał. Jego głos już jej nie pomagał. Teraz irytował. Po wszystkim otarła usta serwetką i spojrzała na chłopaka.
- Tego nie przewidziałem. Mogłaś po prostu powiedzieć, że nie jesteś głodna- dodał ze śmiechem.
- Skoro jestem zmuszona przebywać w twoim towarzystwie- powiedziała wyniośle- to przynajmniej zachowuj się jak na człowieka przystało.
- A może raczysz mnie poinformować co ci zrobiłem?- uśmiech jak zawsze nie schodził mu z twarzy. 
Victoria z całą godnością na jaką było ją stać po zwymiotowaniu w miejscu publicznym spojrzała w jego oczy.
- Porwałeś mnie.
Uśmiech zamarł mu na twarzy. Wypuścił powietrze z ust do góry, tak, że odgarnęło mu niesforne kosmyki z twarzy. Dziewczyna jednak twardo czekała aż coś powie.
- Dlaczego od razu tak to wyolbrzymiasz?- widząc jej minę zrozumiał, że pytanie jej się nie spodobało.- No, dobrze... Powiedzmy, że nie jesteś tu do końca z własnej woli. Ale zastanów się czy sama byś się zgodziła ze  mną przyjechać- czekał na jej odpowiedź. Nie dostał jej więc kontynuował- Zrobimy tak: pojedziesz ze mną w pewne miejsce, wysłuchasz po kolei wszystkiego. Czasu mamy niewiele- westchnął spoglądając na zegarek.- A potem... Zrobisz co będziesz chciała. Ale uwierz...- uśmiechnął się nachylając nad dziewczyną. Gdy czuła już jego oddech na policzku wyszeptał- będziesz chciała zostać.- po czym wstał od stołu.
Podszedł do lady, coś szepną i wsunął banknot ekspedientce do ręki, drugą wskazując stolik. Kobieta skrzywiła się nieznacznie, ale ze zrozumieniem pokiwała głową. Potem zmierzał do wyjścia.Gdy był już przy drzwiach odwrócił się do Victorii ze swoim niezwykłym uśmiechem.
- Zaczekaj!- krzyknęła.
Podbiegła do niego i powiedziała:
- Weź mi jakąś kanapkę. Byle szybko. Mam zamiar jak najszybciej dojechać do tego twojego miejsca i wrócić do domu. Bo dajesz słowo?
W odpowiedzi wyjął różdżkę, a błyszczący złoty obłok przypieczętował jego słowa. Dziewczyna widząc to wyszła na dwór.
 Będąc w samochodzie patrzyła jak Tristan wraca z papierową torbą. Może wytrzyma jeszcze kilka godzin. Bo, była pewna, że po wysłuchaniu chłopaka spokojnie wróci domu...

~*~~
Wiem, że mega krótkie, ale wen mnie opuścił. Mam pomysł co ma być dalej, ale najgorsze jest zapełnienie luk między poszczególnymi zdarzeniami. Przyznaję, że rozdział najgorszy. Następny będzie lepszy...